niedziela, 16 kwietnia 2017

"Kod gorączki"

Kod gorączki

James Dashner
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc


Do napisania tej recenzji zebrałam się trochę późno, ale cofnijmy się mentalnie w czasie i wyobraźmy sobie, że znów jest listopad 2016. Jestem przekonana, że każdy, kto tylko przeczytał Więźnia labiryntu, czyli pierwszą część serii wydanej przez Jamesa Dashnera, zastanawiał się nad tym  d l a c z e g o  w ogóle powstał labirynt, w jakich okolicznościach, co skłoniło DRESZCZ do zrobienia tego, co zrobił, jak toczyły się losy głównych bohaterów zanim ich poznaliśmy.. Pytań była co niemiara, a odpowiedzi brak. Niby autor przez pierwsze tomy tłumaczył nam niektóre zagadnienia, ale bardzo powierzchownie i w strasznie chaotyczny sposób. 
*Fanfary* Moi drodzy, wreszcie poznaliśmy odpowiedź na większość pytań, oto Kod gorączki

Oczywiście wujek Dashner, jak to wujek Dashner, musiał wszystko skomplikować. Znowu nie mamy nic podane na tacy. Żeby odkryć tajemnice tej książki trzeba samemu pomyśleć. DRESZCZ znowu karmi nas kłamstwami. A może właśnie mówi prawdę? Thomas i Teresa też się w tym nie odnajdują, ale cały czas dociekają. Nie mogą nikomu zaufać, może nawet sobie nawzajem.

Razem z Thomasem przenosimy się do czasów, w których powstawał labirynt i z zupełnie innej perspektywy poznajemy ekipę, z którą zdążyliśmy się oswoić w trakcie czytania poprzednich tomów serii. W końcu możemy odkryć niektóre tajemnice Dreszczu, dowiedzieć się jak to wszystko funkcjonowało. Mimo to, tak samo jak po przeczytaniu poprzednich części serii, został mi pewien niedosyt. Ciągle mam wrażenie, że jeszcze nie dowiedzieliśmy się wszystkiego i pozostało kilka niejasności, a z tego co wiem autor zakończył już pracę nad tym cyklem. Nie, nie, nie mam na myśli tego, że chciałabym, żeby powstał następny tom! Po prostu myślałam, że z Kodem gorączki dostanę odpowiedzi na więcej pytań, a całość stanie się w stu procentach jasna.

Wprawdzie Thomas jako główny bohater odrobinę mnie nudził, czasem nawet irytował i chwilami potrafiłam mieć go dosyć, (podobnie z resztą miałam z Teresą), ale za to bohaterowie drugoplanowi byli tacy cudowni, że trudno ich było jeszcze bardziej nie polubić! Minho, Newt i Chuck byli prześwietni! Każdy z nich wprowadzał do książki coś innego, coś, co umilało dodatkowo czytanie. Ogromnie się cieszę, że mogłam ich poznać z tej innej perspektywy, ale jednocześnie było to bolesne doświadczenie, bo przecież wiedziałam, co niektórym z nich się później przydarzy w nie tak dalekiej przyszłości...

Podobnie jak poprzednie tomy książka wywołuje u czytelnika sporo emocji. Niektóre momenty były przerażające, inne smutne, oczywiście nie mogło zabraknąć też ciętych ripost Minho, które świetnie rozładowywały napięcie. Mimo to w niektórych chwilach, a szczególnie na początku, czytanie mi się bardzo dłużyło, przez co dwa razy odłożyłam książkę i później musiałam do niej wracać na nowo. Jednak w drugiej połowie akcja nabiera tak zawrotnego tempa, że dosłownie nie można się oderwać od książki.


Seria Więzień labiryntu na pewno długo pozostanie w mojej pamięci i absolutnie nie żałuję, że po nią sięgnęłam. Będę tęsknić za jej klimatem... Pozostaje tylko czekać na premierę trzeciej części filmu! Miejmy nadzieję, że nie będzie aż tak odbiegać od oryginału jak filmowe Próby ognia :D

Moja opinia:

7/10

2 komentarze:

  1. Cięte riposty Minho ♡ Jak dobrze wiesz, wielbie tę serię (szczególnie fanfiki) i Kod Gorączki jest dla mnie na prawdę dobrą książką. Mi czytało się szybciutko, o ile pamiętam dwa lub trzy dni. Cieszę się, że "postujesz". Lecę czytać resztę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, "postuję" :D Mam nadzieję, że się utrzymam w tym jakoś i nie przestanę tak nagle jak poprzednio :')
      Dziękuję! ^^

      Usuń